sobota, 26 marca 2016

Kirgistan strzyżenie owiec






















Pozdrawiam
Aga
P.S.
Żeby nie było brałam czynny udział

czwartek, 24 marca 2016

Kirgistan Karakolka

Czytając mapę wymyśliliśmy sobie podróż drogą, której jak się poźniej okazało nie ma. Nie był to zresztą nasz jedyny taki pomysł. Tak znaleźliśmy się w Barskoon na ostatnim przystanku marszrutki dalej mogliśmy liczyć tylko na okazję i miejscowych. Po niedługim czasie oczekiwania na przystanku zjawil się tęgo zaprawiony Kirgiz, który zapewniał nas, że zna wszystkich i nie omieszkał zaprosić nas do siebie, co nie jest tu niczym nadzwyczajnym.  Po jakimś czasie Łukasz zagadnął mężczyzn, którzy przyjechali do pobliskiego sklepu terenowym samochodem. Po długich negocjacjach, w czasie których uzbierała się dość spora liczba osób, Ahmed, bo tak nasz gospodarz miał na imię zgodził się zabrać nas ze sobą. Ku naszej uciesze jechał on jeszcze dalej niż chcieliśmy dotrzeć i zaprosił nas do siebie. Ahmed z żoną Zamirą i dziećmi mieszkał w Barskoon. Był posiadaczem ziemskim w górach i na swoich ziemiach wypasał owce, konie, jaki, krowy swoje i sąsiadów. Oprócz domu w Barskoon mieli dom na swoich ziemiach i tam spędzali lato i każdy weekend. Najbliższa im osada to Karakolka. Wierzcie mi nie było to blisko w moim rozumieniu. 
Przed podróżą Ahmed i Zamira ugościli nas w swoim domu w Barskoon. Następnie Ahmed z Zamirą i ich sześcioletnią córką Alaią, Łukasz i ja ruszyliśmy w drogę do Karakolki, przerywaną postojami na modlitwę, ponieważ Ahmed był żarliwym i praktykującym muzułmaninem. Po długiej przepięknej drodze w czasie której pokonaliśmy przełęcze Barskoon Ashunsu (3819 m n.p.m.) i Sook Ashunsu (4024 m n.p.m.), odwiedziliśmy pracownika Ahmeda rosjanina mieszkającego w bardzo surowych warunkach, zatrzymaliśmy się na połów ryb i pierwszy raz zobaczyłam stado jaków, dotarliśmy do domu naszych przemiłych gospodarzy. Dom leżał w dolince nad jeziorem, nie jestem w stanie opisać przestrzeni i piękna, które otaczało to maleńkie siedlisko. Ahmed był myśliwym traperem był bardzo ciekawy świata i posiadał ogromną wiedzę. W czasie naszego pobytu uczestniczyliśmy w strzyżeniu owiec. Był to najbardziej magiczny czas w Kirgistanie. 











Pozdrawiam
Aga

piątek, 18 marca 2016

Kirgistan - "mall bazaar" targ zwierząt

Na mall bazar, bo tak Kirgizi wymawiali tę nazwę, czyli targ zwierząt w Karakole, przyjechaliśmy z miejscowości Barskoon. Skąd się tam wzięliśmy, o tym innym razem. Było późno, co prawda zapewniano nas, że przyjedzie marszrutka do Karakol, ale patrząc na zupełnie pustą ulicę trudno nam było w to uwierzyć. Nawet sprzedawczyni w sklepie, a jak wiadomo to potencjalnie najlepiej poinformowana osoba, nie była pewna czy przyjedzie. Postanowiliśmy złapać okazję. Była to jedyna noc i później dzień w czasie naszej wizyty w Kirgistanie kiedy padało. Jednocześnie jedyny raz kiedy czułam się zagrożona. Jak to tu, zatrzymywały się samochody, ale żaden nie jechał do Karakol. W jednym z nich było dwóch podejrzanie, jak stwierdził Łukasz, wyglądających panów. Pomimo ich nachalnych, kilku razowych nagabywań, że zawiozą nas gdzie chcemy, zrezygnowaliśmy ze wspólnej podróży. Myślę, że na całe szczęście.
Wreszcie Łukaszowi udało się złapać małą ciężarówkę do Karakol. Kierowcą był młody chłopak, który jechał na bazar zwierząt wraz z kolegą, mieliśmy po drodze gdzieś zajechać. Wyruszyliśmy w bardzo ciekawą podróż. W pierwszej kolejności zajechaliśmy do domu kierowcy na ciężarówkę została zapakowana jałówka, a do szoferki wsiadła mama kierowcy i tajemnicza osoba. Tak z krową i nas sześcioro pojechaliśmy w stronę Karakol. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Po zatankowaniu na zewnątrz samochodu dość spora grupa mężczyzn zawzięcie dyskutowała, w tym nasz kierowca, który co chwila zaglądał do szoferki i rozmawiał z mamą. Wsiadł do samochodu i oznajmił, że wrócimy się na chwilę w bliżej nieokreślonym celu. Po dłuższej chwili jazdy za osobowym samochodem wjechaliśmy w ciemną ulicę na której czekała grupa osób ze stadkiem kóz. Po zamieszaniu z załadunkiem wyruszyliśmy dalej. Krowa, stadko kóz i nas sześcioro. Po jakimś czasie wysiadła tajemnicza osoba. Kierowca jego mama, kolega nasza dwójka krowa i stado kóz ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jakimś czasie skręciliśmy w totalnie ciemne zaułki wioski. Powitali nas ludzie z latarkami. Po kolejnym zamieszaniu z załadunkiem jak rozpoznałam po głosach stada owiec i dość długim postoju krowa, stadko kóz, stado owiec, kierowca, jego mama, kolega został ale wsiadł inny pasażer i my dwoje ruszyliśmy w dalszą drogę. Zanim dotarliśmy do Karakol wysiadł wspomniany pasażer i kierowca, mama, my dwoje i oczywiście cały inwentarz dotarliśmy około 3 w nocy do Karakol. Droga, która powinna trwać ok 2 godzin trwała 5, ale dotarliśmy na bazar. Bazar trwa od wczesnych godzin rannych do około południa. Handluje się wszystkim oczywiście zwierzętami, akcesoriami do hodowli, telefonami jedzeniem i wódką na kieliszki. Obecność na takim bazarze dostarcza ogromnej wiedzy o zwyczajach i ludziach w danym państwie. Jak wspomniałam wcześniej był to jedyny dzień w czasie pobytu w Kirgistanie kiedy padało stąd straszne błoto.























Pozdrawiam
Aga