Na mall bazar, bo tak Kirgizi wymawiali tę nazwę, czyli targ zwierząt w Karakole, przyjechaliśmy z miejscowości Barskoon. Skąd się tam wzięliśmy, o tym innym razem. Było późno, co prawda zapewniano nas, że przyjedzie marszrutka do Karakol, ale patrząc na zupełnie pustą ulicę trudno nam było w to uwierzyć. Nawet sprzedawczyni w sklepie, a jak wiadomo to potencjalnie najlepiej poinformowana osoba, nie była pewna czy przyjedzie. Postanowiliśmy złapać okazję. Była to jedyna noc i później dzień w czasie naszej wizyty w Kirgistanie kiedy padało. Jednocześnie jedyny raz kiedy czułam się zagrożona. Jak to tu, zatrzymywały się samochody, ale żaden nie jechał do Karakol. W jednym z nich było dwóch podejrzanie, jak stwierdził Łukasz, wyglądających panów. Pomimo ich nachalnych, kilku razowych nagabywań, że zawiozą nas gdzie chcemy, zrezygnowaliśmy ze wspólnej podróży. Myślę, że na całe szczęście.
Wreszcie Łukaszowi udało się złapać małą ciężarówkę do Karakol. Kierowcą był młody chłopak, który jechał na bazar zwierząt wraz z kolegą, mieliśmy po drodze gdzieś zajechać. Wyruszyliśmy w bardzo ciekawą podróż. W pierwszej kolejności zajechaliśmy do domu kierowcy na ciężarówkę została zapakowana jałówka, a do szoferki wsiadła mama kierowcy i tajemnicza osoba. Tak z krową i nas sześcioro pojechaliśmy w stronę Karakol. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Po zatankowaniu na zewnątrz samochodu dość spora grupa mężczyzn zawzięcie dyskutowała, w tym nasz kierowca, który co chwila zaglądał do szoferki i rozmawiał z mamą. Wsiadł do samochodu i oznajmił, że wrócimy się na chwilę w bliżej nieokreślonym celu. Po dłuższej chwili jazdy za osobowym samochodem wjechaliśmy w ciemną ulicę na której czekała grupa osób ze stadkiem kóz. Po zamieszaniu z załadunkiem wyruszyliśmy dalej. Krowa, stadko kóz i nas sześcioro. Po jakimś czasie wysiadła tajemnicza osoba. Kierowca jego mama, kolega nasza dwójka krowa i stado kóz ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jakimś czasie skręciliśmy w totalnie ciemne zaułki wioski. Powitali nas ludzie z latarkami. Po kolejnym zamieszaniu z załadunkiem jak rozpoznałam po głosach stada owiec i dość długim postoju krowa, stadko kóz, stado owiec, kierowca, jego mama, kolega został ale wsiadł inny pasażer i my dwoje ruszyliśmy w dalszą drogę. Zanim dotarliśmy do Karakol wysiadł wspomniany pasażer i kierowca, mama, my dwoje i oczywiście cały inwentarz dotarliśmy około 3 w nocy do Karakol. Droga, która powinna trwać ok 2 godzin trwała 5, ale dotarliśmy na bazar. Bazar trwa od wczesnych godzin rannych do około południa. Handluje się wszystkim oczywiście zwierzętami, akcesoriami do hodowli, telefonami jedzeniem i wódką na kieliszki. Obecność na takim bazarze dostarcza ogromnej wiedzy o zwyczajach i ludziach w danym państwie. Jak wspomniałam wcześniej był to jedyny dzień w czasie pobytu w Kirgistanie kiedy padało stąd straszne błoto.
Pozdrawiam
Aga
Pozdrawiam
Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz